Właściwie czas, w którym możemy zbierać jadalne czy lecznicze surowce roślinne, trwa przez cały rok, ale każdy chyba się zgodzi, że w pierwszej połowie marca jest jeszcze w miarę spokojnie. To idealny moment, żeby na spokojnie przygotować się do nowego sezonu ziołowego.
Dzisiaj opowiem Wam, jak wyglądają moje przygotowania i czym warto, moim zdaniem, zająć się właśnie teraz, bo potem, gdy na dobre zacznie się wiosna, nie będzie już na takie rzeczy czasu – jak ruszymy w teren z koszykiem, to wrócimy do domu na dłużej dopiero późną jesienią… 😉
PO PIERWSZE: PRZEGLĄD ZAPASÓW
Najlepiej zacząć od przejrzenia ziół zebranych w ubiegłym roku. Bierzemy notatnik czy kartkę i zaczynamy przegląd – mi najwygodniej robić roślinną inwentaryzację przy pomocy tabelki (przyda się ona również na dalszym etapie przygotowań). Kontrolujemy po kolei wszystkie miejsca, w których trzymamy zioła i przetwory – u mnie są to szafki, półki z produktami do kosmetyków, spiżarka i lodówki. Sprawdzamy, jakie surowce nam zostały i w jakiej ilości – jeśli zebraliśmy czegoś zbyt mało i nam zabrakło, warto od razu jakoś to zaznaczyć (analogicznie: jeśli zebraliśmy czegoś za dużo, też zapiszmy taką informację). Zwróćmy uwagę szczególnie na surowce, które całkowicie albo prawie zużyliśmy – to znaczy, że rzeczywiście je wykorzystujemy i warto zebrać je również w kolejnym sezonie.
Prawdopodobnie podczas przeglądu znajdziemy także trochę ziół, które zebraliśmy w ubiegłym roku, ale z jakichś przyczyn ich nie zużyliśmy (może nie odpowiadał nam smak danego surowca albo po prostu nie był on nam potrzebny) i raczej już nie zużyjemy.
W ten sposób przechodzimy do kolejnego punktu…
PO DRUGIE: ZUŻYCIE RESZTEK I ZROBIENIE MIEJSCA NA ŚWIEŻE ZBIORY
Podczas przeglądu zapasów, można od razu odkładać w jedno miejsce surowce, które dobrze byłoby w najbliższym czasie zużyć. Pomyślcie, w jaki sposób najlepiej zagospodarować te wszystkie rośliny i przetwory. Jeśli brak Wam pomysłu, możecie poprosić o radę znajomych lub zapytać w jakiejś ziołowej grupie (osoby z Ełku i okolic zachęcam do zadawania pytań w TEJ grupie). A jeśli żadna z propozycji Was nie przekona, zawsze możecie podarować nadmiar ziół komuś, komu się one przydadzą.
Bardzo ważne jest, by nie marnować zbiorów. Dlatego warto zapisać sobie gdzieś nazwy roślin, których nie używaliśmy i najlepiej po prostu więcej ich nie zbierać. Zamiast tego zostawmy te rośliny w spokoju w miejscu, w którym rosną – dzięki temu będzie mógł skorzystać z nich ktoś, kto rzeczywiście ich potrzebuje. Uważajmy też na podejście „jeśli ja tego (malin, dziurawca, czeremchy, poziomek czy czegokolwiek innego) nie zbiorę, to przecież się zmarnuje” – w przyrodzie nic się nie marnuje, z niezebranych przez nas kwiatów czy owoców chętnie skorzystają zwierzęta (a nawet jeśli coś przegapią, to owoce po prostu się rozłożą i użyźnią glebę, to też jest istotne).
Surowce, których obecnie nie zbieram i nie używam to m.in.: męskie kwiatostany (tzw. kotki) leszczyny, kwiaty kasztanowca, barszcz zwyczajny, liście buka, kwiaty jarzębiny, żmijowiec, śledziennica, gwiazdnica…
To, że ich nie zbieram, nie znaczy oczywiście, że są to rośliny niewarte zainteresowania czy niemające właściwości leczniczych. Część z wymienionych powyżej ziół po prostu mi nie smakuje (kalina, barszcz, gwiazdnica – niektórzy się tym zajadają, a ja nie lubię i już), innych nie potrzebuję (tak było na przykład z leszczynowymi kotkami: dwa lata temu uzbierałam na próbę 2 czy 3 garści kwiatostanów, wysuszyłam i stały w słoiku właściwie nieruszone przez kolejny rok – mogłabym wykorzystać je podczas przeziębienia czy zapalenia gardła, ale za każdym razem wolałam skorzystać z innych sprawdzonych sposobów – w kolejnych sezonach podczas spacerów już tylko podziwiałam kotki zwieszające się z gałązek leszczyny i nie zabierałam ich ze sobą do domu). Części kwiatów nie zbieram jeszcze z innego powodu: wolę poczekać aż powstaną z nich owoce – tak jest w przypadku kasztanów, jarzębiny czy głogu.
PO TRZECIE: ZAPLANOWANIE ZBIORÓW W NADCHODZĄCYM SEZONIE
Dobry plan to podstawa. Warto już teraz zrobić listę ziół, które chcielibyśmy zebrać w tym sezonie. Na początek wpisujemy rośliny, z których korzystaliśmy w ostatnich miesiącach (i których nazwy zanotowaliśmy sobie podczas przeglądu zapasów), następnie uzupełniamy listę o gatunki, których potrzebujemy lub chcemy spróbować.
Lista może składać się wyłącznie z nazw roślin lub może być bardziej rozbudowana. Ja zapisuję sobie także części rośliny, które mnie interesują, orientacyjne terminy zbioru, metodę obróbki surowca oraz jego przeznaczenie. Taka lista bardzo ułatwia mi planowanie ziołowych zbiorów w kolejnych miesiącach – i zmniejsza ryzyko, że coś przegapię.
Fragment tabelki wygląda tak:
Jeśli chcielibyście skorzystać z mojej tabelki, możecie pobrać ją, klikając przycisk poniżej – oczywiście trzeba dostosować tabelkę do własnych potrzeb i możliwości (w jednym arkuszu rośliny uporządkowane są alfabetycznie, w drugim – według czasu zbioru).
Już podczas robienia tej wstępnej listy warto zastanowić się, do czego wykorzystamy dany surowiec. Pomyślmy, czy faktycznie danej rośliny potrzebujemy – nie zbierajmy czegoś tylko dlatego, że inni to robią. W różnych ziołowych grupach na facebooku regularnie pojawiają się zdjęcia przedstawiające naręcza czy kosze pełne zerwanych roślin, którym towarzyszy pytanie: „co mogę z tym zrobić?” (w skrajnych przypadkach pojawia się dodatkowo pytanie „co to za roślina?”). Nie zrozumcie mnie źle: bardzo cieszy mnie fakt, że coraz więcej osób zwraca się ku naturze i chce korzystać z jej darów. Wszystko jednak należy robić z głową – tak, by przede wszystkim nie zaszkodzić ani środowisku, ani sobie. Dlatego zanim zbierzemy jakąś roślinę, pomyślmy, co chcemy z nią robić – i najlepiej dowiedzmy się, jak to zrobić: przy bardziej skomplikowanej obróbce niż na przykład suszenie, zadbajmy o przepis zawczasu. Może się okazać, że do danego przetworu niezbędny jest specjalny sprzęt, którego nie mamy (jeśli chcemy zrobić na przykład wino z kwiatów mniszka czy czarnego bzu, potrzebujemy m.in. szklanego balonu i rurki fermentacyjnej) lub konkretne składniki (spróbujcie przygotować syrop bez cukru, miodu czy innego słodzidła…).
Dlaczego to takie ważne? Ponieważ wycieczka do sklepu czy oczekiwanie na przepis może zająć sporo czasu, a zioła najlepiej przetwarzać od razu po ich zebraniu. Nie namawiam do eksperymentów (chyba że na malutkiej próbie, żeby nie marnować surowca), ale nikogo raczej nie zdziwi fakt, że na przykład z dziurawca zalanego olejem kilka-kilkanaście minut po zbiorze uzyskamy macerat o wiele, wiele lepszej jakości niż przygotowany w ten sam sposób, ale z roślin, które przeleżały najpierw kilka godzin i dopiero po tym czasie zostały zalane tłuszczem.
Podczas sporządzania listy należy również upewnić się, czy dana roślina nie jest objęta ochroną (jak na przykład czosnek niedźwiedzi). Warto też zastanowić się, czy na pewno umiemy dany gatunek czy rodzaj zidentyfikować w terenie – jeśli nie, mamy jeszcze trochę czasu, żeby poznać charakterystyczne cechy i nauczyć się rozpoznawać wybrane rośliny.
Pamiętajmy też, że – jeżeli do tej pory jakiegoś surowca nie próbowaliśmy – na początek należy zebrać tylko niewielką ilość i sprawdzić, jak reaguje na tę roślinę nasz organizm. Może okazać się, że jesteśmy uczuleni lub smak czy zapach danego zioła wyjątkowo nam nie odpowiada – lepiej wiedzieć to od razu niż zorientować się dopiero, gdy uzbieramy pełen kosz.
Postarajmy się także wstępnie oszacować, ile danego surowca będzie nam potrzebne. Na początku może to sprawiać trudność, ale z pomocą znowu przychodzi tabelka: po zebraniu w sezonie i ewentualnym przetworzeniu rośliny, warto zanotować w odpowiedniej rubryce, ile ostatecznie otrzymaliśmy danego produktu (przykładowo: 1 litrowy słoik suszonych kwitnących pędów bluszczyku kurdybanka) – jak za rok będziemy znowu robić przedwiosenną inwentaryzację ziołowych zapasów, będzie nam już łatwo ocenić, czy była to odpowiednia ilość na rok, czy może nasze zapotrzebowanie na tę roślinę jest większe lub mniejsze.
Miejmy też na uwadze, że lepiej nie robić zbyt dużych zapasów. Zioła powinniśmy zużyć w ciągu roku po ich zebraniu – im dłużej je przechowujemy, tym więcej tracą one smaku, aromatu i właściwości leczniczych. Korzystniej w kolejnym roku uzbierać nową porcję niż zrobić od razu zapas na trzy lata.
Pamiętajmy również, że nie musimy zebrać odpowiedniej ilości danego surowca jednego dnia. Szczególnie, jeśli potrzebujemy sporo jakiejś rośliny (i jeśli wymaga ona praco- i/lub czasochłonnej obróbki), podzielmy zbiór na raty. Zdecydowanie łatwiej i przyjemniej jest przerobić przykładowo kwiaty lilaka na utlenianą herbatę, gdy przez kilka kolejnych dni będziemy przynosić do domu po kilkanaście kwiatostanów niż w sytuacji, gdy wrócimy z jednego spaceru z trzema pełnymi koszami – wtedy ryzykujemy, że podczas odrywania kwiatów od łodyżek, zaskoczy nas świt kolejnego dnia…
Umiar to rzecz ważna – jeśli macie ochotę poczytać na ten temat więcej, odsyłam Was do TEGO wpisu.
Nie zapominajmy, że nie da się zebrać wszystkiego i przetestować wszystkich metod w jednym sezonie, jest tego po prostu zbyt dużo. Nie martwcie się, jeśli nie uda Wam się zrealizować całego planu – lista jest tylko pomocą, nie musimy się jej ściśle trzymać. Jeśli coś przegapimy – mówi się trudno, nadrobimy to w przyszłym roku! A jeśli w maju czy czerwcu spodoba nam się pomysł na wykorzystanie jakiejś rośliny, to nie przejmujemy się, że nie uwzględniliśmy jej w planie, tylko zbieramy i przerabiamy.
Ja na przykład nie zapisuję w tabelce roślin, które wykorzystuję na bieżąco – jak podczas spaceru trafię na młode pędy podagrycznika czy listki szczawika zajęczego i stwierdzę, że akurat mam na nie ochotę, to po prostu je zbieram, przynoszę do domu i w jakiejś formie zjadam.
Na koniec jeszcze króciutko o różnych sposobach obróbki roślin. Macerowanie, utlenianie enzymatyczne, fermentacja mlekowa, alkoholowa czy octowa, janginizacja, marynowanie, robienie mydła, glicerytów, nalewek albo kadzideł to tylko część możliwości. Opanowanie każdej z tych metod wymaga czasu i wysiłku. Aby uniknąć zniechęcenia i rozczarowania, proponuję następujące rozwiązanie: wybierzmy dwa, maksymalnie trzy, nowe sposoby utrwalania roślin (na przykład robienie octów i herbat „fermentowanych”) i skoncentrujmy się właśnie na nich w nadchodzącym sezonie. W kolejnym roku nauczmy się kolejnych dwóch metod. A potem będzie już z górki.
Warto już teraz częściej wychodzić z domu i sprawdzać, jak rozwija się sytuacja. To właściwie ostatni moment na zbiór bazi, młoda pokrzywa już wychodzi (lada moment będzie można zbierać), tak samo ziarnopłon. Szczególna czujność jest wskazana zwłaszcza przy surowcach dostępnych tylko przez krótki czas w roku. Mam na myśli m.in. młode pędy chmielu, młode liście lipy, kwiaty podbiału i fiołków wonnych. Czas odkurzyć koszyki i zacząć zabierać je ze sobą przy każdej możliwej okazji (informacje, co jeszcze przydaje się podczas ziołowych zbiorów znajdziecie TUTAJ).
A tutaj możecie sprawdzić, na co – moim zdaniem – warto zwrócić uwagę:
– W MARCU
Owocnych zbiorów w nadchodzącym sezonie! 🙂
Written by Hanna
HANNA MICHOŃ
Cześć! Mam na imię Hanna. Na blogu piszę o dzikich roślinach i o różnych możliwościach ich wykorzystania w codziennym życiu. Znajdziesz tutaj zarówno gotowe przepisy, jak i ciekawostki o roli poszczególnych gatunków w historii, tradycji i kulturze Polski. Zapraszam Cię do wspólnego poznawania świata dzikich roślin!
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
Licznik odwiedzin
- 115870Odsłon razem:
- 248Odsłon w tym tygodniu:
- 0Goście obecnie online:
Archiwa
Cannot call API for app 405460652816219 on behalf of user 4664515110323635
Dodaj komentarz